Jako osobnik
proekologiczny wiedziałam, że w końcu przyjdzie mi zmierzyć się z tym tematem:
wegetarianizm. Czy wiecie, że do wyprodukowania kilograma mięsa zużywa się od
5.000 do 20.000 litrów wody podczas kiedy wyprodukowanie np kilograma pomidorów
to już tylko 214 litrów? Dla zainteresowanych polecam szczegółową tabelkę TU. Również jako człowiek wrażliwy na cierpienie innych mam pełną świadomość tego, że życie zwierząt hodowlanych
(szczególnie tych na skalę przemysłową) do różowych, delikatnie mówiąc, nie
należy. Życie mięsożercy posiadającego powyższą wiedzę jest więc dość moralnie uwierające.
A skąd u mnie to nagłe przebudzenie
świadomości ? Otóż, jestem świeżo po lekturze książki Jeść przyzwoicie
Karen Duve. Jest to zapis autoeksperymentu żywieniowego. Autorka stopniowo
przechodzi fazy od żywności ekologicznej, przez wegetarianizm, weganizm aż po
frutarianizm. Znajdziemy tam też opisy warunków masowych hodowli, które poruszą
nawet najbardziej zatwardziałego mięsożercę. Osobiście bardzo poruszył mnie opis ekologicznej farmy drobiu. Kupując mięso czy jajka ekologiczne mam przed oczami zrelaksowane kury grzebiące beztrosko w ziemi podczas kiedy łagodny wietrzyk rozwiewa im piórka. Czyżbym była naiwna ? Robiąc dziś kotleta z ekologicznej kury zastanawiałam się czy miała wystarczająco dużo miejsca, czy miała wszystkie pióra i cały dziób ? Czy to wszystko to jedna wielka ściema dla uspokojenia sumienia konsumenta ? Po raz kolejny przeraża mnie to do czego zdolni są ludzie kiedy w grę wchodzą pieniądze. Przykre.
Czytając książkę zastanawiałam się
jaki będzie finał tego eksperymentu dla mnie. Czy z chwilą przeczytania
ostatniej kartki zostanę wegetarianką ? A jednak nie zostałam. Nie dlatego, że
nie porusza mnie cierpienie zwierząt bo porusza i to bardzo. Wegetarianką byłam
przez 2 lata w czasach liceum. Były to czasy kiedy nie było jeszcze tylu
możliwości doinformowania się na temat diety wegetariańskiej a sklepy ze zdrową
żywnością kojarzyły się głównie z zielarniami. W efekcie odżywiałam się
fatalnie. Teraz zamiast młodzieńczych ideałów pozostał mi rozsądek i
odpowiedzialność za zdrowie własne i mojej rodziny, którą bądź co bądź karmię.
Po prostu na chwilę obecną nie miałabym odwagi całkowicie zrezygnować z mięsa.
Ale żeby nie było, że książka przeszła zupełnie bez echa. Postanowiłam częściej robić obiady wegetariańskie, wyrzucić całkowicie wędlinę z jadłospisu (patrząc na jej skład robię to bez żalu) i jeśli to możliwe znaleźć jakiegoś miłego rolnika posiadającego prawdziwie zadowolone z życia kury. A w lecie zamiast kiełbasy z grilla podać grilowaną cukinię z pesto.
Co przyszłość jeszcze przyniesie, zobaczymy :)
Co przyszłość jeszcze przyniesie, zobaczymy :)
Udanej niedzieli i nowego tygodnia :)
Bea
Podobno dobra!
OdpowiedzUsuń