sobota, 21 września 2013

Propaganda kranówy

Dziś post trochę ekologiczny (bo tak nawiasem mówiąc trochę mnie ta nasza Ziemia jednak obchodzi ;))


Jakiś czas temu zainteresowałam się tematyką wody z kranu popularnie zwaną kranówą. Trafiłam na wiele artykułów zachęcających do picia wody prosto z kranu. Że bardziej zmineralizowana, że poddana bardziej restrykcyjnym badaniom, że bezpieczna nawet bez przegotowania. Pamiętam czasy kiedy po powrocie z 2-miesiącznych wakacji na wsi przez pierwszy tydzień nie byłam w stanie pić w domu herbaty. Aromat był zdecydowanie bardziej apteczny niż herbaciany. Pomimo, że było to milion lat temu pamięć o tamtej wodzie wryła się w moją głowę tak mocno, że dostawałam rozstroju nerwowego za każdym razem kiedy moim dzieciom zdarzyło się połknąć kranówę przy okazji mycia zębów. Potem przeczytałam artykuł pewnego Brytyjczyka, który dziwił się dlaczego Polacy traktują wodę z kranu niemal jak truciznę. Czyżby nią nie była ?

Wciąż nie byłam przekonana. Pewnego dnia ryzykując śmierć w wyniku zatrucia wodą kranową nalałam sobie odrobinę tejże wody do szklanki i ... zaskoczenie. Smakowała dokładnie tak jak ta z butelki.
Postanowiłam przeprowadzić eksperyment na żywym organizmie czyt. mężu. Również nie wyczuł żadnej różnicy.

Przyzwyczajenie jednak nadal było silniejsze. Wciąż nie mogłam zmusić się do picia wody prosto z kranu. Czytałam więc i analizowałam dalej. Okazało się, że przegotowywanie wody wpływa jedynie na obecność (albo raczej jej brak) drobnoustrojów nie ma zaś żadnego wpływu na inne związki. Czego się jednak pozbywać skoro wg badań woda jest bakteriologicznie czysta ? I wtedy mnie olśniło ! Przecież ja tą wodę piję od 30 paru lat ! Nigdy nie używam wody butelkowanej do herbaty ! Skoro więc od tylu lat piję kranówę w wersji przegotowanej dlaczego miałabym nie pić jej na "surowo" ? Pokonując ostatnie tamy nalałam sobie wody do  kubka i wypiłam. Pisząc tego posta jestem cała, zdrowa i nie zwijam się w bólach po podłodze ;)

Biorąc po uwagę ilość plastikowych butelek których nie będziemy musieli już kupować i wyrzucać (do odpowiednich pojemników OCZYWIŚCIE) jestem zdecydowanie na TAK wodzie z kranu. Tym samym muszę postarać się o zakup jakiejś ładnej szklanej butelki którą zawsze będę mogła wrzucić do zmywarki lub wyparzyć a w której będę mogła nosić wodę jeśli  zamarzy mi się orzeźwiający łyk gdzieś poza domem.

Z ekologicznym pozdrowieniem :)
***
Bea


czwartek, 19 września 2013

czytam sobie ...

Nie wiem jakim cudem znajduję czas na książki ale znajduję. Moje czytanie nie przypomina już oczywiście procesu wielogodzinnego skupienia i połykania książki w jeden wieczór. O nie. Jest to żmudne ćwiczenie pamięci: "o czym to ja właśnie czytałam ?". Zanim skończę jedną stronę zdążę rozproszyć się (zdążą mnie rozproszyć ...) jakieś 20 razy. Ale nie o tym chciałam dziś napisać.

Skończyłam właśnie książkę Brudna Robota pani Kristin Kimball. Cudowna książka opowiadająca prawdziwą historię dwójki ludzi, którzy porywają się na stworzenie ekologicznej farmy. I to nie byle jakiej farmy. Farmy która ma w swoim założeniu zapewnić kompletną dietę jej gospodarzom a także klientom, którzy zdecydowali się zaryzykować i wykupić w niej udziały. Wyobrażacie sobie zajechać na taką farmę niczym do supermarketu i wyjechać ze skrzyniami pełnymi najświeższych produktów pachnących jeszcze wiatrem, słońcem i ziemią ? Autorka opisuje morderczą pracę i determinację która towarzyszy spełnianiu tego marzenia. Pracę, która nigdy się nie kończy i która jest tak różna od wygodnego życia w Nowym Jorku jaki wcześniej wiodła autorka (i bohaterka zarazem).
Byłam pełna podziwu. Sama pewnie nigdy nie odważyłabym się na taki krok. Zazdrościłam odwagi do realizacji czegoś co wydawało się być niemożliwe do zrobienia. Żal, że w Polsce nie mamy takich farm. Tęsknota za pracą prostą i przynoszącą konkretne, namacalne wyniki. Pragnienie odnalezienia swojej drogi, marzenia wartego każdego wysiłku.

Ciekawe czy tylko ja tęsknię za wsią ? Czy osoby mieszkające na wsi zamieniłyby się na życie w mieście ? Czy po prostu tęsknimy za tym czego nie mamy ?

Ech, nie chcę być sentymentalna ale takie właśnie uczucia towarzyszą mi po przeczytaniu tej książki. Wydawca w serii Dolce Vita (cóż za sugestywna nazwa) proponuje też inne książki o podobnej tematyce i ja mieszczuch zamierzam je przeczytać.


Swoją drogą myślę, że życie z dziećmi też przypomina trochę taką pracę na farmie - pracę, która nigdy się nie kończy :)








Pozdrawiam :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...