piątek, 10 lipca 2015

Slow fashon - Joanna Glogaza i jej modowa rewolucja





Właśnie skończyłam lekturę książki Slow fashon. Modowa rewolucja. Autorką jest Joanna Glogaza, założycielka bloga styledigger gdzie od czasu do czasu z przyjemnością zaglądam. Hasło "kupuj mniej, wyglądaj lepiej" przyświecało autorce podczas pisania tej książki. Która kobieta nie przyklasnęłaby tej idei ? Ja na pewno. 

Do idei slow fashon nie trzeba mnie przekonywać. Gdyby jednak ktoś miał jeszcze wątpliwości autorka w pierwszej części książki opisuje czym jest szybka moda i jakie są jej efekty dla naszej kieszeni, wyglądu ale również dla środowiska czy pracowników zatrudnianych przy produkcji tanich ubrań. Ten ostatni punkt był dla mnie całkiem odkrywczy. Tanie ciuchy to niska jakość materiału ale także tania, niewykwalifikowana siła robocza zatrudniana do ich wyrobu. Stawiając na wyroby lepszej jakości, lepiej wykonane wymuszamy zatrudnianie lepiej wyszkolonych pracowników a co za tym idzie trudniejszych do zastąpienia a więc i lepiej opłacanych. Przyznam, że wcześniej nie analizowałam moich wyborów zakupowych od tej strony.

W dalszej części książki autorka podpowiada nam jak zmierzyć się z problemem przepełnionej szafy. Obserwując różne blogi wiem, że temat wietrzenia szaf stał się obecnie dość popularny. Sama uległam mu parę miesięcy temu. O ile nigdy nie miałam na prawdę przeładowanych szaf o tyle już problem nieużywanych czy niepasujących do siebie ubrań jest mi aż nadto znany. Dlatego też kolejnym krokiem po uporządkowaniu szafy jest znalezienie własnego stylu. Autorka podsuwa nam parę pomysłów jak to zrobić; obserwując siebie, swoje nawyki, styl życia, sylwetkę, preferencje. Na podstawie naszych przemyśleń możemy stworzyć listę ubrań, które faktycznie będą nam potrzebne, w których będziemy czuć się atrakcyjnie ale i wygodnie.

Przechodzimy od planowania do realizacji. Nie znajdziecie tu gotowych list "must havów". Każda z nas jest inna i sama powinna określić czego potrzebuje na obecnym etapie życia. Znajdziecie tu za to porady dotyczące materiałów, jakości, wskazówki na co zwracać uwagę przy kupnie poszczególnych części garderoby a także jak dbać o posiadane już rzeczy. To co wyróżnia tę książkę od innych traktujących o modzie to brak z góry narzuconych rozwiązań. Kochasz szpilki ? Ok. – zainwestuj w nie. Jeśli odpowiedź brzmi „nie” nie czuj się gorzej tylko dlatego, że są przecież na liście must have na większości blogów i w książkach na temat budowania stylowej garderoby. 

Jest to książka, która traktuje slow fason całościowo. Od ideologii do praktyki. To lektura dla tych, którzy codziennie stają przed przeładowaną szafą i wciąż mają poczucie, że nie mają co na siebie włożyć ale też dla tych, którzy chcą odnaleźć swój styl czy szukają porad jak kupować mądrze. 

I na koniec, w sumie rzecz nie aż tak istotna, ale na którą jednak zwróciłam uwagę - okładka. Prosta i elegancka. Zupełnie jak idea slow fashon.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Pizza z kalafiorowym blatem.

Ponieważ dawno nie było żadnego przepisu dzisiaj coś pysznego na majówkowy lunch lub obiad.

Parę miesięcy temu przeszukując mój ukochany pinterest trafiłam na ten przepis. Pizza z kalafiorowym blatem. Przyznam, że nie spodziewałam się, że ta niby pizza będzie aż tak pyszna. Niby pizza ponieważ blat zrobiony jest nie z ciasta drożdżowego jak w zwykłej pizzy ale z kalafiora i sera. Przepis jest dobry nawet dla tych którzy nie przepadają za kalafiorem (patrz moje dzieci) ponieważ jego smak jest niewyczuwalny. Osobiście jednak bardzo lubię kalafior. Tak bardzo, że zanim zrobiłam zdjęcie pierwszej eksperymentalnej pizzy już jej nie było. Tak minęło kilka miesięcy. Wczoraj znowu naszła mnie ochota na kalafiorową pizzę ale tym razem udało mi się uwiecznić ją aparatem, choć też już w trakcie konsumpcji.


Blat kalafiorowy:

1 mały kalafior
1/4 szklanki tartego parmezanu
1/4 szklanki tartej mozarelli
po szczypcie soli, suszonej bazylii, oregano, papryki
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
1 jajko
3 łyżki zmielonych migdałów 

Kalafior podzielony na różyczki gotujemy ok 4-5 minut. Odcedzamy i studzimy. Kalafior miksujemy lub ścieramy na tarce na drobnych oczkach. Kalafiorową pulpę zawijamy w czystą ściereczkę i odciskamy wodę - najwięcej jak się da. Dodajemy pozostałe składniki. Formujemy kulę i rozpłaszczamy ją na blasze pokrytej papierem do pieczenia lub w formie do tarty na kształt pizzy. Blat nie powinien być zbyt cienki ani zbyt gruby. Pieczemy ok 15 minut w temp. 230 C aż wierzch będzie przyrumieniony. Po tym czasie układamy na nim co nam w duszy gra. U mnie był to sos pomidorowy i mozarella ale polecam też podsmażone pieczarki. Zapiekamy jeszcze 5-10 minut.

Przyznam, że kiedy robiłam pizzę widoczną na powyższym zdjęciu padło mi na oczy i totalnie pomieszałam składniki. Dałam szklankę mąki migdałowej i szklankę mozarelli i ... pizza wyszła doskonale tak jak i za pierwszym razem kiedy trzymałam się przepisu. Jak więc widać, pizza ta nie może się nie udać ;)  
Udanej majówki :)
Bea

PS.
Dla zainteresowanych przepis na szybki sos pomidorowy :
puszka krojonych pomidorów (w lecie z pewnością lepsze będą świeże)
sól, pieprz, suszona bazylia, oregano, przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku
cebula (opcjonalnie)

Cebulę delikatnie podsmażam. Dodaję pomidory, czosnek i przyprawy. Duszę sos aż do odparowania płynu. Miksuję. Gotowe.



poniedziałek, 30 marca 2015

E-migranci czyli jak przeżyć pół roku bez telefonu, komputera i telewizji





Czy wyobrażacie sobie przez pół roku żyć bez Internetu, telewizji i telefonu komórkowego ? 

Susan Maushart, autorka książki E-migranci podjęła się tego wyzwania. Wraz z trójką swoich nastoletnich dzieci przeprowadza eksperyment odcinając się na pół roku od mediów. Troszkę w tym oszustwa, bo eksperyment dotyczy tylko mediów we własnym domu. Nie mniej jednak wynoszą telewizory, chowają iPody, konsole, odłączają komputery. Uzależnieni od elektroniki nagle muszą zmierzyć się z wyzwaniami życia na elektronicznym detoksie. Stopniowo odkrywają uroki realu: przyjaźnie twarzą w twarz, więzi rodzinne, wolny czas, prawdziwe pasje a nawet nudę. 

Właśnie nuda okazała się być dla mnie najbardziej odkrywczym tematem w całej książce. Czytając o nastolatce przesypiającej pół dnia myślałam: "bez sensu, co za strata czasu". Potem przyszła refleksja. Zdałam sobie sprawę, że często machinalnie włączam komputer kiedy nie mam nic do roboty (bądź po prostu uciekam od mało atrakcyjnych obowiązków). Czyżbym nie potrafiła się nudzić ? Położyć na kanapie i popatrzyć na sufit, usiąść na balkonie i cieszyć wolną chwilą ? Skupić na kubku herbaty, który trzymam w ręku i porozmyślać o niczym ? Dlaczego mam ciągły przymus żeby cokolwiek robić ? Nawet jeśli akurat nie mam nic pilnego do zrobienia włączam komputer, uczę się języka, ćwiczę albo biorę książkę. Przecież nie będę tak bez sensu siedzieć. Ale właściwie dlaczego nie ? Dlaczego postrzegamy nudę jako coś złego ? W końcu to dobry moment, żeby w końcu usłyszeć własne myśli, wsłuchać się w siebie, zwolnić. Tym bardziej, ze wolnych chwil jest tak mało. Ciekawe, że podobnych dylematów nie mam na łonie natury. Uwielbiam słuchać szumu liści i patrzeć jak rośnie trawa. Po prostu być. Dlaczego nie potrafię robić tego w mieście ? Coś jest takiego w wielkich aglomeracjach co zmusza do ciągłego biegu, nawet jeśli nie ma takiej potrzeby. Chyba muszę na nowo nauczyć się nudzić. I kto wie, może też przydałby mi się jakiś mały cyfrowy detoks ? ;)

wtorek, 17 marca 2015

Wiosenne porządki



Słońce za oknem. Chyba działam na baterie słoneczne bo wreszcie chce mi się ruszyć tyłek z kanapy i zrobić coś pożytecznego. Zabrałam się za wiosenne porządki. Cel: kuchnia. 

Mam tylko dolne szafki i zawsze wydawało mi się, że nie mam w związku z tym wielu rzeczy. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że posiadam 7 całkiem pustych pojemników, które jednakowoż zajmowały mi całkiem sporo miejsca. Znalazłam też miseczki deserowe, które dostałam 20 lat temu kiedy szłam „na swoje”. Jeszcze zapakowane ...

Najbardziej jednak zaskoczył mnie … szklany pojemnik na lód. Przeleżał również 20 lat ani razu nie użyty. Prezent oczywiście – nie przyszłoby mi do głowy kupować pojemnik na lód. Nie miałam wątpliwości co chcę z nim zrobić. 

Mąż zaprotestował: „zaniosę go do piwnicy”. 
Reprotestowałam: „w piwnicy powinny być rzeczy, których nie używamy może na co dzień ale  jednak używamy częściej niż raz na 20 lat”.
Mąż: W takim razie będę go używał, jak ktoś przyjdzie wsypię do niego lód.
Ja: Od 20 lat go nie używałeś. Jak ktoś przyjdzie, wyjmiesz kostki z zamrażalnika i wrzucisz człowiekowi prosto do szklanki. 

W końcu uznaliśmy, że nie chcemy wylądować w gazecie z nagłówkiem „makabryczne zakończenie małżeńskiej sprzeczki o pojemnik na lód, nieużywany od 20 lat”. 
Ostatecznie pozbyłam się pojemnika – nie do końca wiem, czy mąż ma tego świadomość ale nie chcę już drążyć tematu. Może przypomni sobie za kolejne 20 lat ;)

Przegląd szafek uzmysłowił mi jak wiele rzeczy gromadzimy na zasadzie „a może się przyda”. Wiem, że nie używałam czegoś od lat ale jednak „może się przyda”. Znalazłam miskę dla psa, którego nie ma z nami już od 3 lat. Czy na pewno się przyda ? Nie planuję przecież żadnego zwierzaka w ciągu najbliższego czasu. A te podstawki pod filiżanki, których nie używam (podobnie jak filiżanek) ? Zawsze obiecuję sobie, że już tym razem zacznę ich używać a potem i tak wybieram zwykły, za to bardziej pojemny kubek. I tak różne przydasie zalegają kolejne lata w szafkach. A wydawało mi się, że mam tak mało rzeczy ....

Przede mną ciąg dalszy wiosennych porządków – ciekawe co jeszcze znajdę ;)

Bea
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...