poniedziałek, 30 marca 2015

E-migranci czyli jak przeżyć pół roku bez telefonu, komputera i telewizji





Czy wyobrażacie sobie przez pół roku żyć bez Internetu, telewizji i telefonu komórkowego ? 

Susan Maushart, autorka książki E-migranci podjęła się tego wyzwania. Wraz z trójką swoich nastoletnich dzieci przeprowadza eksperyment odcinając się na pół roku od mediów. Troszkę w tym oszustwa, bo eksperyment dotyczy tylko mediów we własnym domu. Nie mniej jednak wynoszą telewizory, chowają iPody, konsole, odłączają komputery. Uzależnieni od elektroniki nagle muszą zmierzyć się z wyzwaniami życia na elektronicznym detoksie. Stopniowo odkrywają uroki realu: przyjaźnie twarzą w twarz, więzi rodzinne, wolny czas, prawdziwe pasje a nawet nudę. 

Właśnie nuda okazała się być dla mnie najbardziej odkrywczym tematem w całej książce. Czytając o nastolatce przesypiającej pół dnia myślałam: "bez sensu, co za strata czasu". Potem przyszła refleksja. Zdałam sobie sprawę, że często machinalnie włączam komputer kiedy nie mam nic do roboty (bądź po prostu uciekam od mało atrakcyjnych obowiązków). Czyżbym nie potrafiła się nudzić ? Położyć na kanapie i popatrzyć na sufit, usiąść na balkonie i cieszyć wolną chwilą ? Skupić na kubku herbaty, który trzymam w ręku i porozmyślać o niczym ? Dlaczego mam ciągły przymus żeby cokolwiek robić ? Nawet jeśli akurat nie mam nic pilnego do zrobienia włączam komputer, uczę się języka, ćwiczę albo biorę książkę. Przecież nie będę tak bez sensu siedzieć. Ale właściwie dlaczego nie ? Dlaczego postrzegamy nudę jako coś złego ? W końcu to dobry moment, żeby w końcu usłyszeć własne myśli, wsłuchać się w siebie, zwolnić. Tym bardziej, ze wolnych chwil jest tak mało. Ciekawe, że podobnych dylematów nie mam na łonie natury. Uwielbiam słuchać szumu liści i patrzeć jak rośnie trawa. Po prostu być. Dlaczego nie potrafię robić tego w mieście ? Coś jest takiego w wielkich aglomeracjach co zmusza do ciągłego biegu, nawet jeśli nie ma takiej potrzeby. Chyba muszę na nowo nauczyć się nudzić. I kto wie, może też przydałby mi się jakiś mały cyfrowy detoks ? ;)

wtorek, 17 marca 2015

Wiosenne porządki



Słońce za oknem. Chyba działam na baterie słoneczne bo wreszcie chce mi się ruszyć tyłek z kanapy i zrobić coś pożytecznego. Zabrałam się za wiosenne porządki. Cel: kuchnia. 

Mam tylko dolne szafki i zawsze wydawało mi się, że nie mam w związku z tym wielu rzeczy. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że posiadam 7 całkiem pustych pojemników, które jednakowoż zajmowały mi całkiem sporo miejsca. Znalazłam też miseczki deserowe, które dostałam 20 lat temu kiedy szłam „na swoje”. Jeszcze zapakowane ...

Najbardziej jednak zaskoczył mnie … szklany pojemnik na lód. Przeleżał również 20 lat ani razu nie użyty. Prezent oczywiście – nie przyszłoby mi do głowy kupować pojemnik na lód. Nie miałam wątpliwości co chcę z nim zrobić. 

Mąż zaprotestował: „zaniosę go do piwnicy”. 
Reprotestowałam: „w piwnicy powinny być rzeczy, których nie używamy może na co dzień ale  jednak używamy częściej niż raz na 20 lat”.
Mąż: W takim razie będę go używał, jak ktoś przyjdzie wsypię do niego lód.
Ja: Od 20 lat go nie używałeś. Jak ktoś przyjdzie, wyjmiesz kostki z zamrażalnika i wrzucisz człowiekowi prosto do szklanki. 

W końcu uznaliśmy, że nie chcemy wylądować w gazecie z nagłówkiem „makabryczne zakończenie małżeńskiej sprzeczki o pojemnik na lód, nieużywany od 20 lat”. 
Ostatecznie pozbyłam się pojemnika – nie do końca wiem, czy mąż ma tego świadomość ale nie chcę już drążyć tematu. Może przypomni sobie za kolejne 20 lat ;)

Przegląd szafek uzmysłowił mi jak wiele rzeczy gromadzimy na zasadzie „a może się przyda”. Wiem, że nie używałam czegoś od lat ale jednak „może się przyda”. Znalazłam miskę dla psa, którego nie ma z nami już od 3 lat. Czy na pewno się przyda ? Nie planuję przecież żadnego zwierzaka w ciągu najbliższego czasu. A te podstawki pod filiżanki, których nie używam (podobnie jak filiżanek) ? Zawsze obiecuję sobie, że już tym razem zacznę ich używać a potem i tak wybieram zwykły, za to bardziej pojemny kubek. I tak różne przydasie zalegają kolejne lata w szafkach. A wydawało mi się, że mam tak mało rzeczy ....

Przede mną ciąg dalszy wiosennych porządków – ciekawe co jeszcze znajdę ;)

Bea

poniedziałek, 2 marca 2015

the best of pierogi


Jakiś czas temu pisałam, że nie mam ręki do pierogów. Próbowałam wielu przepisów. 
Z jajkiem, bez jajka, z samym żółtkiem, z wodą gorącą, zimną, przegotowaną. Bez skutku. Ciasto albo było za grube, albo za twarde, albo rozwalające się albo po prostu niesmaczne. Ktoś wzruszy ramionami - tyle zachodu z powodu zwykłych pierogów. Tyle, że ja uwielbiam pierogi ! Niestety jedyna osoba w naszej rodzinie, która potrafiła robić rewelacyjne pierogi odeszła dwa lata temu. Te ze sklepu pozostawiają wiele do życzenia. Moje dzieci nie chciały ich jeść i szczerze powiedziawszy ja też nie. Pozostawały pierogarnie. Do czasu kiedy trafiłam na TEN przepis. Mając za sobą tyle nieudanych prób podeszłam do niego sceptycznie ale i z nadzieją. Efekt przeszedł moje oczekiwania. 

Ciasto jest elastyczne i nie wymaga podsypywania mąką w czasie wałkowania. Cienko rozwałkowane nie rozpada się. Usmażone są miękkie i chrupiące. Po prostu pierogi doskonałe. 

Pozwalam sobie umieścić ten przepis również na swoim blogu aby nie zginął mi w przepastnych czeluściach internetu.

Składniki (wychodzi ok 70 pierogów o średnicy 8 cm):

60 dag mąki
pełna szklanka ciepłej wody
1 żółtko
1 łyżeczka soli
nieco mniej niż pół kostki miękkiego masła

Mąkę, wodę, żółtko i sól wyrabiamy aż do połączenia składników. Na koniec dodajemy masło i wyrabiamy ciasto na gładką masę. Koniecznie odstawiamy do lodówki na minimum godzinę aby odpoczęło zabezpieczając przed wyschnięciem (gdzieś, ktoś napisał, że to jedyna rzecz, która decyduje o tym czy ciasto na pierogi będą smaczne, czy nie;)). Po tym czasie wałkujemy, wykrawamy kółeczka, napełniamy ulubionym farszem i gotujemy w osolonej wodzie ok. 3 minuty od wypłynięcia. Kiedy mamy na nie ochotę podsmażamy i chrupiemy ze smakiem.

Moje dzieci, na początku nieufne, proszą teraz o dokładki. Ich numerem 1 są pierogi ze szpinakiem i fetą (feta + podsmażona cebulka + uduszony szpinak + parmezan + pieprz). Komentarz mojego małżonka do pierogów to zazwyczaj "ale dlaczego tak mało" ;) 


Miłego tygodnia :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...